Za oknem okropna pogoda, a nic tak nie poprawia humoru jak nowy lakier do paznokci i świeżutki mani, prawda? ;) Obiecałam sobie, że zrobię jakieś walentynkowe wzorki, ale że w ręce wpadł mi pierwszy w życiu lakier Sally Hansen to nie mogłam się powstrzymać żeby go nie sprawdzić! Sprawca dzisiejszego zamieszania poniżej,
Sally Hansen OXIDE:
Dorwałam go w Pepco za jedyne 9,99 więc to był bardzo udany zakup ;) Czaję się jeszcze na kilka kolorków. Anyway, lakier jest dość rzadki, trzeba oczyszczać pędzelek z nadmiaru lakieru zanim przyłożymy go do paznokcia. Mimo wszystko maluje się łatwo, nie zostawia smug, schnie bardzo szybko, ale nie tak szybko żeby nie dało się poprawić ewentualnych niedociągnięć. Trwałość jak zazwyczaj, delikatne starcia przy wolnym brzegu już na drugi dzień, ale ja dużo zmywam więc może trzymałby się dłużej gdyby nie ekstremalne testowanie. Dla dobrego efektu potrzebne są dwie warstwy.
Ogólna ocena: 4,5/5
A teraz chciałabym się pożalić na moje muffinkowe wypieki.... Wczoraj 4 próby upieczenia muffinek od zera poszły do kosza, ogólnie dobrze sobie radzę w kuchni, również z ciastami i nie mam pojęcia czemu muffinki z 4 prób wyszły z zakalcem. Nie dość, że nie urosły prawie nic to w środku były niezjadliwe. Macie jakieś pomysły lub podpowiedzi? naczytałam się w internecie i poprawiłam już kilka rzeczy jednak mimo moich błędów powinny się udać, a tylko nie urosnąć. Tymczasem u mnie ani jedno ani drugie.... :(
xoxo, Nika
bardzo ładny kolor :) zdobienie również fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńnie powiem bardzo mi się podoba to SH
OdpowiedzUsuńjednak wydaje mi się, że ma inne wykończenie- pełno w nim drobinek- taki trochę glassfleck, a Graficiarz jest raczej metalikiem właśnie.
już na drugim blogu widzę Oxide i jestem coraz bardziej ciekawa, jak będzie się na mnie prezentował :)
OdpowiedzUsuńNa pewno nie będziesz zawiedziona, ja już poluję na coś w podobnym stylu ;)
Usuń